Logo tylkoskoki

171

Krzysztof Ludwiczak - jeden z czołowych polskich zawodników i trener kadry narodowej seniorów. O przebiegu jego jeździeckiej ścieżki, karierze trenerskiej, najlepszych koniach, największych sukcesach i własnym ośrodku opowiadają: zawodnik, jego tata Tadeusz, Maksymilian Wechta oraz Andrzej Opłatek. 

POCZĄTKI

Zamiłowanie do jeździectwa „odziedziczył” po ojcu – Tadeuszu, dyrektorze Ośrodka Hodowli Zarodowej w Osowej Sieni.

„Jeździectwo wyniosłem z domu. Mój tata był i do dziś jest wielkim pasjonatem jeździectwa, jest też czynnym sędzią. Wcześniej sam jeździł konno i startował w zawodach. Założył klub Błękitni Osowa Sień, w którym był trenerem. Tam rozpocząłem swoją przygodę z końmi. Zacząłem dość wcześnie, pierwszy raz siedziałem na koniu pewnie w wieku trzech lub czterech lat, ale wtedy nie były to jeszcze poważne treningi. Jeździliśmy na konne przejażdżki całą rodziną: mama, tata, siostra i ja. Tak to się zaczęło. Później rozpocząłem systematyczne treningi jeździeckie, jeździliśmy codziennie po lekcjach w szkole po 2-3 konie.” – wspomina zawodnik

„Od razu był chętny do jazdy. Pierwszy raz spadł z konia, kiedy miał 3 lata. Jeździliśmy regularnie. Dużo wybieraliśmy się w teren, po lasach, górkach, łąkach, skakaliśmy rowy. Niczego się nie bał. Stworzyliśmy sekcję jeździecką i trenowaliśmy. Wtedy nie było jeszcze wolnych sobót. Niedziela była dniem wolnym, więc braliśmy wałówkę od rana, a potem skakaliśmy różne kombinacje i parkury. Do domu wracaliśmy wieczorem. Obiadu w niedziele nie jedliśmy, bo nie było czasu – bo były konie. Krzysztof trenował jeszcze biegi, skoki i inne dyscypliny, ale przede wszystkim jeździectwo. Pierwszy raz wystartował, kiedy miał 10 czy 11 lat. Oczywiście na dużym koniu, wtedy nie było jeszcze zawodów dla kucyków. Spadł. Ale wtedy jeszcze można było wsiąść z powrotem na konia. Zrobił to i parkur dokończył. Bardzo długo jeździliśmy razem. Nie mieliśmy takich dobrych koni jak te, które wtedy były w stadninach, ale trenowaliśmy dużo i systematycznie. Nie baliśmy się konkurencji. Odnosiliśmy sukcesy na różnych zawodach.” – mówi tata Krzysztofa, pan Tadeusz Ludwiczak.

Mijały kolejne lata, a Krzysztofowi, jak sam mówi – „od jeździectwa nie udało się oderwać.” Ukończył studia na Wyższej Szkole Marketingu i Zarządzania w Lesznie. Jak się okazało, było to wstępem do rozpoczęcia kariery jako profesjonalny jeździec.

„Pomysł na zostanie zawodowym jeźdźcem dojrzewał przez lata. Po studiach zdecydowałem, że to jest to, co zostanie ze mną do końca życia. Moja pierwsza praca przy koniach była dość specyficzna. Pracowałem w Wyższej Szkole Marketingu i Zarządzania w Lesznie i prowadziłem zajęcia z WF-u dla studentów. Mieli oni wtedy do wyboru różne formy aktywności i paru z nich decydowało się na jazdę konną. Można powiedzieć, że przez 3 lata byłem wykładowcą akademickim. Równocześnie byłem zawodnikiem klubu JKS Przybyszewo. W barwach tego klubu jeździłem pierwsze konkursy na poziomie krajowego Grand Prix i Pucharu Polski. Był to ważny etap w moim życiu jeździeckim.” – wspomina Krzysztof.

 

KJ WECHTA ROSNÓWKO

W 2002 roku rozpoczął pracę w stajni Wechta w Rosnówku. Warunki do treningów i nowa stawka koni otworzyły przed Krzysztofem możliwości startu na coraz wyższym poziomie.

„Właściwie byłem w tym klubie od pierwszych dni jego powstania. Tam zaczęła się moja profesjonalna kariera jeździecka. Tam rozpocząłem starty na arenie międzynarodowej, a dzięki koniom, które miałem do dyspozycji zostałem powołany do kadry narodowej Polski.”

W tamtym czasie startował na takich wierzchowcach, jak Torado 2, London 32, My Lady czy Bajou du Rouet. Jednym z jego podstawowych koni był holsztyński Quamiro. Razem od poziomu konkursów 130 cm doszli do startów w zawodach międzynarodowych najwyższej rangi. Na nim zdobył swój pierwszy medal mistrzostw Polski seniorów (srebrny w 2004 w Starogardzie Gdańskim), a także wystartował w Mistrzostwach Świata w Akwizgranie w roku 2006 oraz finale Pucharu Świata w Las Vegas w roku 2007.

QUAMIRO Krzysztof Ludwiczak 2004 12 33

„Klubowi KJ Wechta zawdzięczam bardzo wiele. To dzięki wspaniałym warunkom do treningów i startów, jakie stworzył mi pan Dariusz Wechta, udało mi się zaistnieć na międzynarodowych hipodromach, natomiast możliwość obcowania z tak wybitnymi trenerami jak Jacek Wierzchowiecki, Achaz von Buchwaldt czy Herbert Meyer rozwinęła bardzo moje umiejętności jeździeckie.”

Oprócz startów w zawodach Krzysztof kontynuował swoją pracę jako trener. Podczas lat spędzonych w Rosnówku pod jego okiem Maksymilian Wechta przeszedł od startów w kategorii kuców do poziomu mistrzostw Polski juniorów, gdzie w 2011 zdobył brąz.

„Był to mój pierwszy trener. Z nim zaczynałem swoją przygodę jeździecką. Przez parę dobrych lat wspólnie trenowaliśmy i jeździliśmy na zawody i to on mnie w to wszystko wdrażał. Te podstawy ze mną zostały: szacunek do konia, etyka pracy, pod tym względem Krzysztof to wzór do naśladowania. Wpoił mi wiele zasad, którymi do dziś się kieruję. W czasie, który spędził w naszej stajni wiele koni odnosiło sukcesy. Później te konie przejąłem ja. To był duży plus, że wtedy już trochę potrafiły. Kiedy odszedł do innej stajni, trochę czasu zajęło mi, żeby zgrać się ze stawką pięciu nowych koni, ale ułatwiło mi sprawę to, że miały już doświadczenie zdobyte pod Krzysztofem. Na pewno dzięki niemu wyrobił mi się charakter sportowca. Młody człowiek zawsze trochę się wzoruje na swoim trenerze, a myślę, że był on pod tym względem dobrym wzorem do naśladowania. Nawet, gdy nasze drogi się rozeszły, to zawsze byliśmy w kontakcie. Do dziś możemy na siebie liczyć. Wspominam ten czas bardzo pozytywnie.” – opowiada Maksymilian Wechta.

 

KJ HEAA TUREK

DSC08331 1

Rok 2012. Kolejny etap jeździeckiej ścieżki zaprowadził Krzysztofa do stajni rodziny Opłatków w Turku. W klubie jeździeckim HEAA Krzysztof Ludwiczak dostał do dyspozycji doskonałe konie, dzięki którym jego kariera rozwinęła się jeszcze bardziej – z sukcesami reprezentował Polskę na arenie międzynarodowej, zwyciężając razem z kadrą w Pucharze Narodów CSIO4* w Linz w Austrii.

„Po latach spędzonych w klubie Wechta w Rosnówku zdecydowałem się na zmianę pracy i przeszedłem do klubu państwa Ewy i Andrzeja Opłatek. Moim głównym celem było kontynuowanie swojej sportowej kariery i jednocześnie trenowanie i próba ukształtowania młodego zawodnika, jakim był wtedy Andrzej Opłatek. Miałem przyjemność szkolenia go poprzez etap juniorski i młodych jeźdźców, aż do poziomu Kadry Narodowej seniorów. Były to na pewno bardzo dobre lata, myślę, że rozwinąłem się jako zawodnik i trener. Miałem kontakt z kolejnymi trenerami zza granicy, od których mogłem coś podpatrzeć i wzbogacić dzięki temu swój warsztat. Jeździłem między innymi z Frankiem Sloothaakiem, Paulem Schockemöhle, Florianem Meyerem zu Hartumem czy Larsem Meyerem zu Bextenem. To ludzie, który są mocno osadzeni w realiach niemieckiego jeździectwa. To na pewno pomogło mi się dalej rozwinąć i pchnęło moje jeździectwo do przodu.” – wspomina Krzysztof.

DSC01498 Kopiowanie

W Turku pod jego trenerską opieką znalazł się Andrzej Opłatek – wtedy jeszcze junior, startujący na poziomie 120/130 cm. Pod okiem Krzysztofa młody zawodnik został mistrzem Polski juniorów w roku 2014, a w latach 2016 i 2017 zdobywał złoto w kategorii młodych jeźdźców. Sukcesy na arenie krajowej i międzynarodowej zaowocowały powołaniem do kadry narodowej juniorów, młodych jeźdźców, a później również seniorów. Jak mówi sam Andrzej, trener był wzorem do naśladowania nie tylko w kwestii jeździeckiego warsztatu, ale i stylu życia: 

„Kiedy Krzysiek przyszedł do nas do stajni, byłem już po kilku trenerach, wydawało mi się, że dobrych. Jednak to on był tym, który naprawdę zmienił bieg mojej kariery. Kiedy zacząłem z nim współpracować, dopiero zrozumiałem, o co właściwie chodzi w tym jeździectwie. Miał bardzo duży wpływ na kształtowanie się mnie jako jeźdźca, sportowca i człowieka. Kiedy zaczęliśmy trenować, stał się moim autorytetem i wzorem. Zawsze prowadził bardzo sportowy i zdrowy tryb życia. Miałem dobry wzór, na zawodach, jak i w domu. Ważne były ćwiczenia i zdrowe ciało. Jestem bardzo wdzięczny, że w swojej karierze trafiłem na takiego człowieka. Oprócz tego, że nauczył mnie kunsztu jeździeckiego i dobrego podejścia do koni jako do partnerów, jazdy w harmonii, mogłem też obserwować go i brać z niego przykład w życiu. Dyscyplina, styl życia, podejście do zawodów i czasu po konkursach, jego higiena życia – to wszystko miało na mnie bardzo duży wpływ. To był mój wzór i autorytet, odkąd zaczęliśmy pracować. Tak zdyscyplinowanego jeźdźca jak on w swoim życiu nie spotkałem.”

 

SZKOLENIOWIEC

Jakim trenerem jest Krzysztof Ludwiczak? Najlepiej zapytać o to właśnie Andrzeja, który pod jego okiem spędził wiele pełnych sukcesów lat: „To, co od początku mi przekazywał, to na pewno podejście do konia jak do przyjaciela, do partnera. Nauczył mnie pracy nie na siłę, ale w harmonii. To coś, co zapamiętałem, coś, o czym kiedyś miałem zupełnie inne postrzeganie. Bardzo wpłynęło to na dalszy rozwój mojej kariery. Teraz wiem, że to jedyna recepta na długotrwałą i dobrą współpracę z koniem. Idę dalej w mojej karierze i coraz bardziej się o tym przekonuję. Jestem wdzięczny za to, że tak szybko się tego od niego dowiedziałem. Zostanie to ze mną już do końca. Powiedziałbym, że to trener z ogromnym wyczuciem. Widzi i wie, co jeźdźcowi w danym momencie potrzebne.”

060

„Czy ja jestem dobrym trenerem? Ciężko powiedzieć.” – mówi skromnie Krzysztof – „Relacje w miejscach, w których pracowałem, były tak skonstruowane, że byłem zarówno jeźdźcem, jak i trenerem najmłodszych adeptów jeździectwa. Dzięki temu mogłem sprawdzić się jako szkoleniowiec. To, czego udało mi się nauczyć od innych jeźdźców, próbowałem przekazywać moim podopiecznym. Z jakim skutkiem – nie mi to oceniać.”

Skutki widać po doskonałych wynikach podopiecznych na zawodach krajowych oraz międzynarodowych. Doskonałą „wizytówką” jest też dalszy bieg kariery Andrzeja Opłatka, który swoją drogę kontynuuje, trenując w stajni rodziny Fuchs w Szwajcarii. „Mam głębokie przekonanie, że to, gdzie jestem teraz, że trenuję z najlepszymi ludźmi na świecie, to w ogromnej mierze zasługa Krzysztofa. To przy nim jako 18-latek wygrałem trzygwiazdkowe Grand Prix, pod jego okiem wygrałem Grand Prix w Poznaniu. Te sukcesy i wszystko to, co wspólnie z nim wypracowałem, sprawiło, że zostałem zauważony przez rodzinę Fuchsów. Dzięki temu mogłem pójść o krok dalej i kontynuować rozwój.” – mówi Andrzej.

Zapytany o to, czy dobre wyniki podopiecznych dają tyle samo satysfakcji co własne zwycięstwa, Krzysztof mówi: „Ich sukcesy ogromnie mnie cieszą. Jeżeli ma się adepta, z którym pracuje się dłuższy czas, to jego starty przeżywa się bardziej niż swoje. Za własne starty jesteś odpowiedzialny tylko ty, jeżeli coś zepsujesz, coś pójdzie nie tak, to można mieć pretensje tylko do siebie. W oparciu o własne doświadczenie mogę powiedzieć, że starty podopiecznych są bardziej obciążające niż własne występy. Z drugiej strony to bardzo satysfakcjonujące, jeżeli uda się czegoś dokonać, jeśli nasz „wychowanek” robi postępy i proces jego rozwoju jest widoczny, nie tylko po wynikach, ale i po stylu. Na przykładzie Andrzeja – były to kolejne etapy: kadry narodowej juniorów, młodych jeźdźców, aż do kadry seniorów. To na pewno wielka satysfakcja, że wspólnie udało się osiągnąć tak wiele.”

 

KONIE

Przez wieloletnią dotychczasową karierę Krzysztofa przewinęło się dużo dobrych koni. Jak sam twierdzi, miał wiele ulubionych:

„Ważnym koniem, którego sam zajeżdżałem i który został mi w pamięci do dziś, był Moran. To był pierwszy koń, na którym jeździłem w klubie w Osowej Sieni. Naszym największym sukcesem było to, że udało nam się kiedyś zwyciężyć w konkursie 130 cm na styl ex aequo z Jackiem Bobikiem na sławnym Cabrolu. Była to wtedy para, która w Polsce wchodziła na sam szczyt. To był mój pierwszy duży sukces na arenie ogólnopolskiej i na pewno będę go pamiętał. Potem w Lesznie miałem okazję jeździć na paru doświadczonych koniach, między innymi na Batyście czy Belgii. Te konie pozwoliły mi startować w konkursach Grand Prix. Później w KJ Wechta miałem do dyspozycji znacznie więcej koni, ale na pewno najważniejszym był Quamiro. Dzięki niemu po raz pierwszy pokazałem się na arenie międzynarodowej, to na nim brałem udział w Mistrzostwach Świata, to z nim pojechałem na finał Pucharu Świata, zwyciężyłem w Pucharze Polski oraz zdobyłem swój pierwszy medal mistrzostw Polski seniorów. Zawdzięczam mu bardzo wiele – szczególnie to, że zaistniałem na mapie polskiego jeździectwa.”

TH3 2122

„W Turku najważniejszym dla mnie koniem był z pewnością Zoweja. Z nim zająłem 33 miejsce w mistrzostwach Europy w Aachen w 2015 roku. To na nim startowałem w zwycięskiej ekipie w konkursie o Puchar Narodów w Linzu w 2016. Następnie był - i jest do dziś – koń Nordwind, który przez ostatnie dwa sezony był podporą polskiej ekipy w Pucharach Narodów. To do tej pory najważniejsze konie w moim życiu. Teraz mam nadzieję, że kolejnym będzie mój własny.”

DSC06480 Kopiowanie

Nadzieją na przyszłość jest oldenburski Cros Blue. To koń należący do zawodnika, na którym zdobył brązowy medal ubiegłorocznych mistrzostw Polski. Oprócz tego doskonale zaprezentował się w czterogwiazdkowym Grand Prix 4FOULEE w Poznaniu, gdzie ukończył niełatwy parkur tylko z jednym punktem za przekroczenie normy czasu. Na początku 2020 roku para zajęła drugie miejsce w Grand Prix Cavaliady w Lublinie, a trzy tygodnie później triumfowała w najważniejszym konkursie Cavaliady w Krakowie.

„Cros Blue ma w tej chwili 11 lat. W zawodach międzynarodowych bierze udział od zeszłego roku. Ja zacząłem na nim jeździć w lutym 2019. Mimo tego, że jest mojej własności już od 6 lat – kupiłem go, kiedy miał 5 – nasze drogi zeszły się dość późno. Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, ale lepiej późno niż wcale. W końcu gdzieś się odnaleźliśmy i okazało się, że jest to koń o dużych możliwościach, może nie najłatwiejszy, jak zresztą większość koni po Chacco Blue, ale za to, że jest trochę trudniejszy w prowadzeniu, odpłaca wielkim sercem. Przez rok, w którym mieliśmy okazję startować, zrobił olbrzymi postęp i miałem nadzieję, że 2020 będzie kolejnym krokiem w jego międzynarodowej karierze. Niestety, na razie musimy poczekać. Liczę na to, że wszystko szybko wróci do normy i będziemy mogli pokazywać się w najwyższych konkursach.” – mówi Krzysztof.

LUK 8241

 

SUKCESY

Wspominając szkoleniowców, którzy mieli największy wpływ na rozwój jego jeździeckiej kariery, Krzysztof opowiada:

"Wielu pewnie to zdziwi, ale największy wpływ na mnie jako zawodnika miał mój ojciec. Jeździłem i trenowałem pod jego okiem bardzo długo, ponad 10 lat. Przekazał mi solidne podstawy jeździeckie, nauczył pracowitości i odpowiedzialnego podejścia do obowiązków.  Codzienne wspólne treningi z pewnością wpłynęły na mój styl jazdy. Kolejną osobą był oczywiście pan Jacek Wierzchowiecki, z którym jeździłem w klubie Wechta. Praca z nim pomogła mi wejść na kolejny, wyższy stopień w moim rozwoju jako jeździec. Jednak podstawy wyniosłem z domu. Później szlifowałem detale, a każdy następny krok stawiałem pod okiem znanych, doskonałych fachowców. Najdłużej pracowałem z panem Jackiem i jego szkoła do dziś przebija przez moje treningi. Została i będzie ze mną zawsze.”

Podium linz

Zapytany o największe sukcesy w swojej karierze wybiera wydarzenia z trzech różnych momentów swojej jeździeckiej drogi. Od pierwszej styczności ze sportem na najwyższym poziomie, przez drużynowy triumf w barwach narodowych, do zwycięstwa, które symbolicznie może rozpocząć kolejny etap życia – „na swoim”.

„Największym dla mnie wydarzeniem i największym szokiem był mój pierwszy start na Mistrzostwach Świata w Aachen. Zarówno ja, jak i Quamiro razem doszliśmy od konkursów 130 cm do poziomu 160 cm. W tym czasie głównie jeździliśmy po zawodach w Europie centralno-wschodniej, czyli w Polsce, na Litwie, Łotwie czy w Estonii, gdzie startowaliśmy w konkursach 150 cm. Pierwsze zderzenie z dużym sportem, dość bolesne zarówno dla mnie jak i Quamiro, było właśnie w Aachen. Przyjechaliśmy nagle do mekki światowego jeździectwa i zobaczyliśmy, na czym polegają prawdziwe parkury i jak trudne one są. Ta lekcja zostanie ze mną do końca życia. Myślę jednak, że podziałało to na mnie mobilizująco, potrafiłem z tego doświadczenia wyciągnąć wnioski i rozwijać się dalej. Jeżeli chodzi o sukcesy, to na pewno pierwszy medal mistrzostw Polski na Quamiro, a także zwycięstwo w Pucharze Narodów z ekipą na czterogwiazdkowym CSIO w Linzu. Cieszyło mnie też na pewno pierwsze zwycięstwo w konkursie Grand Prix na własnym koniu – na Cros Blue podczas Cavaliady w Krakowie w lutym. To różne sukcesy z różnych czasów, etapów. Każdy jednak jest dość ważny i na zawsze zostanie w mojej pamięci.” 

123

 

TRENER KADRY

W listopadzie 2019 roku ogłoszono, że Krzysztof Ludwiczak zostanie nowym trenerem kadry narodowej seniorów. Zapytany o to, czy od dawna planował objąć to stanowisko, mówi następująco:

„Rola trenera kadry narodowej to dla mnie duże wyróżnienie. Jednak decyzja z mojej strony była dość spontaniczna. Będąc zawodnikiem kadry, przez wiele lat chciałem zobaczyć, jak to jest naprawdę „od kuchni”. Czy jest szansa coś zmienić, zbudować pomost do lepszej współpracy między jedną a drugą stroną – związkiem a zawodnikami. Czy tak naprawdę są to struktury, które trudno pogodzić i musi być, tak jak zawsze było? Niestety do tej pory moja praca jest mocno ograniczona ze względu na panującą sytuację. Trafiłem na okres, w którym pandemia pokrzyżowała nasze plany. Mam nadzieję, że jak najszybciej wrócimy do normalności i będę miał okazję spróbować swoich sił w na tym stanowisku. Zobaczymy, co pokaże przyszłość.”

 

WŁASNE MIEJSCE

W kwietniu 2020 Krzysztof zmienił swoje barwy klubowe – od teraz reprezentuje własny ośrodek – Stajnia Ludwiczak. „Od zawsze było to moim marzeniem. Już jeżdżąc konno w szkole podstawowej, z kolegą opowiadaliśmy sobie, że kiedyś założymy swoją własną stajnię. Po latach udało mi się to zrealizować. Konkretniejsze plany pojawiły się w momencie, kiedy odszedłem z klubu Wechta. Wtedy, przechodząc do państwa Opłatków, z góry przedstawiłem swoje plany – wiedzieli o tym, że buduję stajnię, będę kupował własne konie i tworzył swoje miejsce do życia. W ciągu 8 lat, kiedy pracowałem w HEAA Turek, krok po kroku budowaliśmy z moją żoną Anią nasze marzenia. To dzięki jej poświęceniu i ciężkiej pracy jesteśmy bliscy ich spełnienia. Zostało nam jeszcze trochę prac kosmetycznych, trochę bałaganu do posprzątania, ale mam nadzieję, że już za miesiąc nasz ośrodek będzie w pełni gotowy do działania.”

W Jaroszewie będzie kontynuował nie tylko swoją karierę sportową, ale i szkoleniową: „Będzie to ośrodek sportowo-treningowy. Oprócz koni, na których sam będę startował i które będą mi powierzać ich właściciele w trening, drugą ważną rzeczą będzie szkolenie zawodników. Będę miał tu na stałe 2-3 osoby wraz z ich końmi, które będą systematycznie trenowały pod moim okiem. Poza tym ośrodek jest otwarty na szkolenia, chcę tu organizować konsultacje, nie tylko ze mną, ale i z innymi polskimi i zagranicznymi trenerami. Chcę dawać ludziom szansę przyjeżdżania tu na jeden dzień, na weekend, na tydzień, czy na wakacje z własnymi końmi, jeżeli tylko będą chcieli się czegoś ode mnie nauczyć.”

 

Zdjęcia: Asia Bręklewicz, Małgorzata Żółtańska, Tomas Holcbecher, FEI


W tym tygodniu

  • CSI5* Wellington 
    26-31.03.2024
           
  • CSI3* Arezzo ITA
    26-31.03.2024
           

Ranking PZJ (29.02.2024)

1. Tomasz Miśkiewicz 2973
2. Adam Grzegorzewski 2879
3. Jarosław Skrzyczyński 2571
4. Dawid Kubiak 2234
5. Przemysław Konopacki 1553
6. Marek Wacławik 1442
7. Michał Kaźmierczak 1429
8. Marek Lewicki 1277
9. Andrzej Opłatek 1260
10. Mściwoj Kiecoń 1237
  CAŁY RANKING  

Polacy w rankingu FEI (29.02.2024)

186 Adam Grzegorzewski 1070
195 Tomasz Miśkiewicz 1030
203 Jarosław Skrzyczyński  1000