
Francuz Julien Epaillard i 12-letni wałach Donatello d'Auge zwyciężyli dziś wieczorem w Bazylei, zdobywając tytuł mistrzów finału Pucharu Świata 2025.
Epaillard zastosował po drodze odważną taktykę, rezygnując ze startu w rozgrywce (i pokaźnej nagrody pieniężnej) w drugim dniu rywalizacji na rzecz oszczędzania energii swojego końskiego partnera. Doszedł do wniosku, że nadal utrzyma prowadzenie bez rywalizacji w piątkowym barażu. Ta strategia najwyraźniej się opłaciła, ponieważ Donatello d'Auge był zerowy w pierwszej rundzie, co było kluczowe do utrzymania przewagi trzech błędów nad rywalami z jednym parkurem do końca zawodów.

"Dzisiaj czułem, że jest trochę zmęczony już w pierwszej rundzie. Mieliśmy małe nieporozumienie, ale on ma super głowę i dzięki temu zawsze chce mi pomóc. Potem był bardziej świeży w drugim parkurze.” – mówił Epaillard.
Jego rodak Kevin Staut, Ben Maher (Wielka Brytania) i Lillie Keenan (USA) byli zawodnikami, którzy zbliżyli się do Epaillarda na odległość mniejszą niż jedna zrzutka przed dzisiejszą drugą i decydującą rundą. Spośród 20 kombinacji zakwalifikowanych do finału, tylko cztery były bezbłędne. Jednak presja na finiszu była tak duża, żadne z zer w ostatnim parkurze nie należało do ośmiu najlepszych zawodników w klasyfikacji.
Trzy zrzutki Keenan położyły kres jej marzeniom o podium. Staut zjechał z parkuru z jednym błędem, gwarantując sobie miejsce na podium z końcowym wynikiem siedmiu punktów karnych, choć dając Maherowi i Epaillardowi trochę oddechu. Gdy Point Break Mahera strącił drąg na ostatnim elemencie ozdobnej kombinacji Cherry Blossom, on ukończył finał PŚ z siedmioma punktami, a drzwi dla Epaillarda pozostały uchylone, ponieważ wiedział, że może sobie pozwolić na jeden błąd, ale nie dwa.
Donatello d'Auge, niewątpliwie korzystający z energii zaoszczędzonej przez ominięcie rozgrywki w piątek, powrócił na arenę, gdzie entuzjastyczna i znająca się na jeździectwie publiczność siedziała na skraju swoich siedzeń, czekając na rozwój historii. Mały wałach o sercu lwa dorównywał entuzjazmem swojemu jeźdźcowi, demonstrując jednocześnie swój niesamowity atletyzm i nienaganną technikę. Zbliżając się do końcowej linii, tablica wyników wskazywała zero (0), ale tak wiele przejazdów rozpadło się właśnie tutaj. Dodatkowy krok za zakrętem od dziewiątej do dziesiątej przeszkody sprawił, że trzy foulee do 11a były trochę zbyt płaskie. Pomimo ich najlepszych starań, muśnięcie drąga w tym miejscu sprawiło, że Epaillard i jego wierzchowiec zanotowali swój pierwszy błąd w tym tygodniu.
Gdy do pokonania pozostały dwa skoki, w tym jeden na stacjonacie wysokiej na 165 cm, a w ręku nie było już żadnych zrzutek, 6500 widzów wstrzymało oddech w oczekiwaniu. Dzięki nerwom ze stali i partnerstwu zbudowanemu na zaufaniu, Epaillard i „Donny” zachowali spokój, pokonali dwie ostatnie przeszkody, nie popełniając żadnego błędu i przypieczętowali swoje pierwsze w historii zwycięstwo w finale Pucharu Świata, a tym samym zapewnić Francji pierwszy tytuł mistrzowski tej imprezy od 21 lat.
Cztery dni presji i powódź emocji zostały uwolnione przez Francuza w chwilę po przełamaniu celowników mety. O swoim jedynym błędzie w tym tygodniu Epaillard powiedział: "Całkowicie straciłem koncentrację przed ostatnią linią. Po czerwonym okserze (numer 10) pomyślałem „jestem blisko, jestem blisko” (zwycięstwa), ale straciłem koncentrację i wjechałem zbyt blisko w szerek. Myślę, że gdybym pomógł mu trochę bardziej, mógłbym mieć double clear, ale tak czy inaczej było OK!". Odetchnął z ulgą wypisaną na twarzy. - „Muszę wyciągnąć doświadczenie z tego błędu - wciąż jestem zielony!”.

Zdobywca miejsca drugiego Ben Maher filozoficznie podszedł do swojego występu w ciągu tygodnia i ostatecznego wyniku. "Jestem trochę rozczarowany. Mały błąd, który popełniłem w piątek, oznaczał, że nie zbudowałem sobie dostatecznie wcześnie dobrego wyniku i nie miałem miejsca na błędy. Point Break zasługiwał na trochę więcej z mojej strony, może trochę więcej wsparcia. Ale nie mogę wymagać więcej od konia. Dziś skakał chyba najlepiej w swoim życiu - płynnie i pewnie. Po prostu nie poszło po naszej myśli. Julien jest niesamowitym zawodnikiem i trudno go pokonać każdego dnia, więc gratuluję mu" – dodał.
Staut był zachwycony swoim koniem i trzecim miejscem na podium, mimo że był bardzo blisko zwycięstwa. „Nie mogę być smutny, bo to były naprawdę świetne zawody, Visconti dał z siebie wszystko i to Francuz wygrał!” powiedział zadowolony – "To także dwa miejsca na podium dla Francji w tym finale, co jest naprawdę świetne. Podpisalibyśmy się pod tym na początku tygodnia!".
Staut pokazał nie tylko, jakim jest wybitnym sportowcem, ale także jakim jest sportowcem i niesamowitym ambasadorem sportu jeździeckiego. Po tym, jak pochwalił swojego niesamowitego końskiego partnera, skupił uwagę wszystkich na tym, jakim spektaklem były same zawody i na ich wzorowej prezentacji najwyższych standardów niesamowitego dobrostanu koni, bezpośrednio odzwierciedlonego w standardzie występów wszystkich sportowców przez cały tydzień. Także w startach jego 16-letniej Visconti.
"W wieku 16 lat wciąż się poprawia, co daje mi ogromną satysfakcję. Zawsze mówimy o koniach, czerpaniu przyjemności i radości z uprawiania tego sportu, a Visconti jest tego doskonałym przykładem. Pod koniec zawodów wciąż jest naprawdę gotowa do walki, a gdy jest to naprawdę ważne, nie popełnia błędów.”
"W tym tygodniu jestem bardzo szczęśliwy z powodu sportu jeździeckiego w ogóle. Musimy podziękować organizatorom, gospodarzom torów i sponsorom, dzięki którym tego typu zawody są możliwe. Sport, który widzieliśmy w tym tygodniu jest niesamowity. To wspaniałe, gdy wszystko odbywa się tak, jak tutaj".
Szwajcarski gospodarz toru Gérard Lachat otrzymał wiele pochwał za swoją pracę podczas pięciu rund finału. Tego popołudnia wytyczył on dwa pięknie prezentujące się parkury z wieloma misternie zaprojektowanymi przeszkodami przedstawiającymi różne elementy szwajcarskiej kultury i tradycji. Tory Lechata były mocnymi, ale uczciwymi testami, wymagającymi starannego planowania, maksymalnego skupienia i koncentracji od zawodników oraz niezachwianego rytmu, ponieważ zawierały serię powiązanych ze sobą dystansami przeszkód od początku do końca, z niewielką szansą na przegrupowanie lub wzięcie oddechu, ale nigdy nie karały mniej doświadczonych par.
Kevin Staut podsumował odczucia, które z pewnością podzielali wszyscy sportowcy, osoby oficjalne, organizatorzy i widzowie: "Musimy być dumni z tego, co wydarzyło się w tym tygodniu. Visconti ma 16 lat i wciąż się doskonali, więc jest najlepszym przykładem tego, co mogą dać z siebie konie. Musimy być dumni z nas wszystkich i z tego, co zrobiliśmy w tym tygodniu".
Julien Epaillard, wciąż w siódmym niebie po osiągnięciu wymarzonego wyniku, podkreślił, że za osiągnięciem takich rezultatów stoi ogromny zespół, pokornie chwaląc swoich pracowników, rodzinę i oczywiście swoją końską supergwiazdę: "Mój koń jest fantastyczny. To spełnienie marzeń całego personelu pracującego ze mną i mojej rodziny. Pracujemy na to każdego dnia. Wokół tego wyniku jest wiele osób, więc chciałbym wszystkim podziękować".
Odnosząc się do presji związanej z prowadzeniem od samego początku zawodów, powiedział: "To był trudny tydzień. Nie każdy tydzień może być taki, ponieważ to jest zbyt duża presja!", podsumował, zanim dodał swoje ostatnie przemyślenia po trzecim zwycięstwie w szwajcarskiej St, Jakobshalle: „Uwielbiam to miejsce... może kupię mieszkanie w Bazylei!”, zaśmiał się.
Warto dodać, że w niedzielnych zmaganiach wystartował koń polskiej hodowli – wyhodowana przez Artura Kiempę klacz Bibisi, na której Bronwyn Meredith Dos Santoz z Republiki Afryki Południowej pokonała finał z wynikiem 3 punktów karnych. Końcowy rezultat 27 punktów karnych dał parze miejsce 22.
Czech Ales Opatrny dosiadał należącego do rodziny Gillmaier ogiera Kapsones W. Ta para także zakwalifikowała się do niedzielnych finałów i ostatecznie zajęła miejsce 24.
Najlepszym zawodnikiem naszej Ligi Europy Centralnej został Węgier Vince Jarmy, który na 10-letniej klaczy Carbon Girl Z ukończył rywalizację na miejscu 14 z rezultatem 20 punktów karnych.
Wyniki TUTAJ.
Źródło: inside.fei.org
Fot. FEI