Logo tylkoskoki

rsz 511 5751

Zdobywca srebra podczas ostatnich mistrzostw Polski – Dawid Kubiak – w rozmowie opowiada nam o walce o medal, wpływie taty na jego karierę, podstawowych koniach, znalezieniu „klucza” do elektrycznego Szulera, oraz o dalszych planach.

Tylko Skoki: Po pierwsze - gratulujemy Ci długo wyczekiwanego medalu. Jakie są Twoje wrażenia z tych mistrzostw?

Dawid Kubiak: Wiadomo, że w końcu trochę spadł mi kamień z serca. Wreszcie ten medal jest. Nie nastawiałem się na nic w tym roku, bo nie czułem się jakoś świetnie przygotowany. Anastacia dopiero wróciła po dłuższej przerwie, a Szulera znam jeszcze dość krótko. Miałem co prawda do wyboru inne konie, może trochę „bezpieczniejsze” wybory, takie, z którymi nie zeszłoby się poniżej określonego poziomu, bo Flash Blue B, Estoril Fortuna czy Lavisto Star mogły spokojnie wziąć w tych mistrzostwach udział. Byłem już w tej imprezie piąty, szósty czy ósmy, więc teraz założenie było jednak takie, że biorę takie konie, dzięki którym mogło się to skończyć właśnie tak, jak to się skończyło, lub mogło być kiepsko i przydarzyć się wpadka. Udało się. Na pewno się cieszę, bo długo ten medal nie chciał przyjść, teraz nareszcie jest i może teraz będzie już łatwiej!

rsz 511 7068

TS: Jak wyglądała walka o medal?

DK: Jestem bardzo zadowolony z drugiego dnia, to był taki przejazd, jakiego chciałem. Wszystko wyszło tak, jak sobie założyłem. Podobnie w drugim nawrocie finału. Najgorzej wyszedł konkurs szybkości, który de facto zadecydował o tym, że nie mogłem zawalczyć z Wojtkiem. On był niewiele szybszy pierwszego dnia, a dalej jeździliśmy już tak samo. Miałem zrzutkę na dwójce - niewielkim pocieszeniem jest to, że przed samą zrzutką Anastacii spadła podkowa. Nawet w trakcie parkuru byłem dość zdziwiony, bo to dość dokładny koń. Taka zrzutka się jej nie zdarza. Na filmie wszystko się wyjaśniło, straciła podkowę i była zdezorientowana. Oczywiście to żadne usprawiedliwienie, bo ten przejazd nie był taki, jakbym chciał. Dawno nie jechałem Anastacią tak wysokiego konkursu. Uważam, że i tak skończyło się to przyzwoitym wynikiem. Drugiego dnia bardzo dobrze jeździło mi się na Szulerze, na co się nie zapowiadało, bo nie wiem dlaczego, ale jak przyjechaliśmy, to był dość wściekły. Musiałem dużo go pojeździć, aby doszedł do takiej formy, jak chciałem. To się udało. W pierwszym nawrocie finału przydarzyły się jeszcze drobne błędy. W drugim wyszło tak, jakbym sobie tego życzył.

TS: Jak to jest przejąć takiego konia jak Szuler od tak bliskiej osoby jak tata?

DK: Na pewno było to trochę stresujące, o tyle że jest to jakiegoś rodzaju kapitał. Ja przejąłem go z myślą, żeby robić dobre wyniki. To w tym momencie mój najlepszy koń, otwiera przede mną wiele możliwości – jak chociażby ten medal, bo myślę, że takiego konia długo mi brakowało. Miałem niezłe konie, ale może nie aż takie. Na pewno spoczywa na mnie odpowiedzialność, bo taki koń jest trochę wart. Wyniki wynikami, ale może przyjdzie taki moment, że trzeba będzie go kiedyś sprzedać i wtedy ja jestem za to trochę odpowiedzialny. Pod kątem sportowym nie mam dużego ciśnienia. Już raz to przerabiałem, kiedy przejmowałem po tacie Orkisza. Tamten koń był już bardzo utytułowany, a ja w ogóle, więc była to duża presja. Moja mama była wtedy sceptyczna, żeby dać mi tego konia. Mój tata powiedział tak: „Co Ty się przejmujesz, co ludzie będą mówić. Będą Cię rozliczać z wyników. Będą wyniki – będzie dobrze. Nie będzie – wtedy się będziesz martwił.” Na tej samej zasadzie działam teraz. Jakoś mocno mnie to nie martwi.

DSC03653

TS: Jaki wpływ na Twoją karierę miał Twój tata?

DK: Na pewno z podstawowej perspektywy narzuca się to, że miało to wiele pozytywnego wpływu. Wiele rzeczy mi ułatwił, wiele furtek pootwierał. Mój start był zupełnie inny, bo byli rówieśnicy, którzy byli nie gorsi bądź lepsi na pewnym etapie rozwoju, a ja dzięki tacie byłem na tyle rozpoznawalny, że było mi łatwiej na przykład wziąć konia w trening, łatwiej było innym zauważyć, że istnieję i wesprzeć mnie. Są też słabsze strony tego wszystkiego. Ciśnienie jest na pewno większe i trzeba się nauczyć, jak z tym żyć. Po drugie, co uważam za największą trudność – ja z bratem dosyć późno weszliśmy na jakikolwiek wyższy poziom, bo taty często nie było. Nie mieliśmy treningów, bardzo rzadko startowaliśmy. Między 13 a 16 rokiem życia byliśmy na zawodach może dwa razy w sezonie, więc tego doświadczenia było mało. Pewne rzeczy trzeba było latami nadrabiać.

TS: Opowiedz nam parę słów o swoich obecnych podstawowych koniach. 

DK: Zacznę od Anastacii – znam ją dosyć długo, to bardzo szybki i waleczny koń. Na pewno mogłaby być silniejsza, bo jest niewysoka i to ją ogranicza, ale serca ma bardzo dużo. Ona zawsze się stara, nawet jeśli nie próbujesz się ścigać, to masz dobry czas, więc to bardzo przydatny koń. Jeśli jesteś w rozgrywce, to właściwie zawsze możesz myśleć, żeby chociaż spróbować wygrać. No, chyba że rozgrywka zupełnie Ci nie pasuje, bo na przykład wszystkie dystanse są na urywanie foulee i nie ma ciasnych zakrętów. Ona tej fuli nie ma za dużej, więc tylko w takim wypadku rozgrywki nie są dla niej, ale to jest tak ambitny koń, że warto takiego w stawce mieć, bo zawsze jakiś konkurs możesz wygrać. Przede wszystkim ma też świetny charakter. Estoril Fortuna to świetnie „zrobiony” koń. Jeszcze świętej pamięci Łukasz Appel kształtował go od najmłodszych lat. Później trafił do Andrzeja Głoskowskiego – innego świetnego zawodnika, który umiał go dobrze poprowadzić. Ten koń jest bardzo dobrze ujeżdżony i prosty do jazdy i to jest jego ogromny atut. Bardzo przyjemnie się na nim jeździ. Potrafi też być szybki i dokładny. Właścicielką tych dwóch koni jest Dorota Zieniewicz, której warto przy tej okazji podziękować, bo wspiera mnie już od wielu lat. Kolejny koń to Flash Blue B Klaudii Prymek – jego jeżdżę stosunkowo niedługo. To świetny koń, myślę, że ma bardzo duży potencjał. Może nie jest najłatwiejszy, ale uważam, że już dość fajnie się z nim dogadałem. Potrzebowałem pomysłu nawet nie na to, jak pokonać na nim konkurs, ale na to, jak go trenować, przygotowywać do zawodów, jak rozplanowywać starty. To bardzo gorący koń, chętnie skaczący, myślę, że może być na duże konkursy, tylko trzeba go mądrze prowadzić. Nie tylko treningami, ale też zapisywaniem do odpowiednich konkursów, z głową. Dostałem też innego dobrego konia, którego mam najkrócej. To Lavisto Star państwa Błaszczak. On już chodził konkursy zaliczane do światowego rankingu, to też potrafi być bardzo szybki koń, ale jest dość specyficzny i delikatny. Cały czas trzeba jechać precyzyjnie, ale można też wygrać na nim nawet duży konkurs – był na przykład trzeci w konkursie LR na Cavaliadzie w Poznaniu.

DSC02457

TS: A jeśli chodzi o Szulera? Widać, że to dość elektryczny koń. Jaki Ty znalazłeś do niego klucz?

DK: Ja mam na niego dosyć prosty pomysł. Dosyć sporo trenuję na zawodach, nie jeżdżę za dużych konkursów na początku, staram się, aby cieszył się tym, co robi. Mam taką łatwość, że mam trochę więcej koni od mojego taty. On w pewnym momencie miał tylko jego i nie mógł sobie porozkładać tych koni, więc Szuler musiał chodzić sporo konkursów, od pierwszego do ostatniego startu być szybkim i próbować wygrywać. Myślę, że lepiej jest przygotować go dwa dni i pojechać później ważny konkurs gotowym i ujeżdżonym, tak żeby był skoncentrowany na ten jeden przejazd. On jest trochę gorący, ale też im więcej posłuszeństwa się od niego wymaga, tym bardziej go to denerwuje, także przejechanie na nim samego parkuru polega na tym, żeby jak najdelikatniej i najspokojniej go prowadzić, nie starać się na siłę egzekwować i szukać podporządkowania, tylko trochę dać mu przejmować inicjatywę w niektórych momentach.

rsz 511 6999

TS: Jaka jest Twoja obecna organizacja pracy? Wiemy, że jesteś nie tylko zawodnikiem, ale też trenerem.

DK: Na całe szczęście większość moich podopiecznych stacjonuje w Warce, czyli tam, gdzie ja. To nam wiele ułatwia, bo mogę trenować swoje konie i patrzeć, jak Zuzia Prymek czy Weronika Minkiewicz jeżdżą na miejscu. Z osób, do których dojeżdżam jest tylko Julia Błaszczak, która stacjonuje w Olsztynie – mniej więcej 300 kilometrów od Warki. Staram się tam być raz w tygodniu. Zazwyczaj jadę na dwa dni i robimy jeden trening po południu, a drugi rano. Później wracam do Warki. W trakcie sezonu tych wyjazdów jest trochę mniej, bo spotykamy się na zawodach. Harmonogram jest mocno napięty, sporo jest też koni. Teraz mam ich w treningu około 15. Trzeba to wszystko mądrze zaplanować. Kluczowe jest tu ułożenie dobrego harmonogramu, wtedy jest dużo łatwiej go zrealizować.

TS: Jak czujesz się w roli trenera?

DK: Ja bardzo to wszystko przeżywam, może czasem za bardzo. Czasami jestem tak wypalony, że nie potrafię znaleźć dla siebie bodźca, żeby się skoncentrować i zmobilizować. Nie ukrywam, że staram się nad tym pracować, żeby zrobić swoje, tyle ile mogę, ale nie przeżywać tego wszystkiego aż w takim stopniu, bo odbija się to na mnie i moich wynikach. Pojawiła się też koncepcja, żeby na istotnych zawodach, na które jeździmy razem z podopiecznymi, wspierać się też trochę tatą. Już parę razy tak nam pomagał i fajnie się to sprawdzało. To duże ułatwienie. Oczywiście bycie trenerem daje mi też wielką satysfakcję – na przykład na tegorocznych mistrzostwach, gdzie obie moje podopieczne kręciły się koło medali. Julia Błaszczak ostatecznie zdobyła brąz w młodych jeźdźcach, a Zuzia Prymek w debiucie w juniorach ukończyła MP na miejscu czwartym, a do złota miała niecałą zrzutkę. Myślę, że one obie są w czołówce kraju i bardzo mnie to cieszy.

DSC02356

TS: Czym kierujesz się w treningu podopiecznych – co chcesz im przekazać?

DK: Przede wszystkim nie robię zupełnie nic innego, niż robię sam. Tak samo trenuję siebie jak i podopiecznych. Myślę, że przede wszystkim staram się im przekazać cierpliwość. Na przykładzie mistrzostw – to chyba najlepsze podsumowanie mojej dotychczasowej kariery seniorskiej – trzeba czekać, wyczuć moment i to przyjdzie, na spokojnie. Błędy popełnia się, jeśli chce się zrobić pewne rzeczy zbyt szybko. Jeśli konia, czy też samego siebie, układa się mądrze i długofalowo, to sukcesy przychodzą. To taki sport. Czasami trzeba poczekać.

DSC03932

TS: Jakie są Twoje dalsze plany? Startowałeś już w takich imprezach jak finał Pucharu Świata. Chciałbyś to w najbliższej przyszłości powtórzyć?

DK: Miałem w planie pojechać do Budapesztu, bo przed tymi zawodami byłem wysoko w naszej lidze. Zazwyczaj mam podobny plan na każdy rok. Jeżdżę kwalifikacje do PŚ, jeżeli jestem wysoko, to zimą staram się to kontynuować, a jeżeli nie jestem, to odpuszczam i układam inny plan. W tym roku mam na tyle dużo koni, że wybieram się do Tallinna. W kraju mamy też kwalifikacje, gdzie można zdobyć punkty. Zobaczymy. Myślę, że chciałbym powalczyć o wyjazd na finał w przyszłym roku. Może gdyby Szuler trafił do mnie trochę wcześniej, to udałoby się zdobyć prawo startu w mistrzostwach Europy. Ale jest jak jest. Jeżeli w rankingu Pucharu Świata punkty nie zaczną przychodzić tak jakbym to sobie życzył, to na początku roku rozważę wyjazd do Hiszpanii, czy w inne miejsce, żeby poszukać możliwości kwalifikacji do mistrzostw Świata czy ME i zacząć sezon otwarty wcześniej, aby tych szans było trochę więcej. Na pewno przyjadę na CSI do Wrocławia, a później zobaczymy.

TS: W takim razie dziękujemy Ci za rozmowę i życzymy sukcesów w realizacji ambitnych planów.

 

 

Rozmawiała Zuzanna Ostańska.

Zdjęcia: Asia Bręklewicz i Kamila Tworkowska


W tym tygodniu

  • CSI5* Wellington 
    26-31.03.2024
           
  • CSI3* Arezzo ITA
    26-31.03.2024
           

Ranking PZJ (29.02.2024)

1. Tomasz Miśkiewicz 2973
2. Adam Grzegorzewski 2879
3. Jarosław Skrzyczyński 2571
4. Dawid Kubiak 2234
5. Przemysław Konopacki 1553
6. Marek Wacławik 1442
7. Michał Kaźmierczak 1429
8. Marek Lewicki 1277
9. Andrzej Opłatek 1260
10. Mściwoj Kiecoń 1237
  CAŁY RANKING  

Polacy w rankingu FEI (29.02.2024)

186 Adam Grzegorzewski 1070
195 Tomasz Miśkiewicz 1030
203 Jarosław Skrzyczyński  1000